Róża to nie tylko słowo kojarzące się z pięknym czerwonym kwiatem. To niestety również nazwa pewnej choroby skóry. Bardzo nieprzyjemnej i bolesnej. Jakie są przyczyny powstawania takiego paskudnego schorzenia? Czy wyleczenie jest możliwa i czy róża jest zaraźliwa?
Opis i przebieg choroby
Zapalenie tkanki łącznej – tak właśnie profesjonalnie określa się tę przypadłość. Obejmuje ona górne warstwy skóry właściwej, a także powierzchowne naczynia krwionośne. Charakteryzuje się nagłym początkiem, a jej przebieg jest bardzo dynamiczny.
Wszystkiemu winne są tutaj bakterie, a konkretniej paciorkowce beta-hemolizujące grupy A. Atakują one otartą, oparzoną, stłuczoną albo użądloną przez owady skórę, która traci wtedy swoją funkcję ochronną.
Jakie się najważniejsze objawy róży?
Przede wszystkim pojawia się obrzęk skóry o żywoczerwonej barwie. Można go rozpoznać po lśniącej oraz napiętej powierzchni. Zazwyczaj rośnie w okolicach kończyn dolnych, ale czasem wystąpi też w obrębie pośladków, szyi, a nawet dłoni.
Nie dość, że rumień jest bolesny, to jeszcze towarzyszy mu wysoka gorączka – do 40 stopni Celsjusza, a co z tym idzie wyjątkowo złe samopoczucie. Nie należy więc zwlekać. Z takimi objawami trzeba udać się na wizytę do doświadczanego dermatologa. Ten specjalista będzie mógł postawić diagnozę i wdrożyć kurację oraz odpowiedzieć na pytanie: czy róża jest zaraźliwa?
Leczenie
Sukces terapii zależy od ogólnego stanu pacjenta i postępu choroby. Ważne, że można ją przeprowadzić w warunkach domowych. Pobyt w szpitalu to ostateczność. Wystarczą silne antybiotyki i dodatkowo miejscowe okłady np. z soli fizjologicznej czy trzyprocentowego roztworu kwasu bornego (w celu łagodzenia objawów).
Antybiotykoterapia, którą prowadzi się przez długi okres, może pomóc w skutecznym wyleczeniu. Niestety, róża to „przebiegła” choroba. Wykazuje więc tendencję do nawrotów – w tych samych miejscach. Wtedy, aby zapobiec powikłaniom, trzeba powtórnie użyć antybiotyków.
Czy róża jest zaraźliwa?
Należy sprawę postawić jasno. Róża ma podłoże bakteryjne. Dotyczy skóry oraz tkanki podskórnej. I faktycznie można się nią zarazić na skutek bezpośredniego kontaktu z chorym zaatakowanym przez paciorkowca.
Na szczęście zdarza się to rzadko. Wiele zależy bowiem od czynników predysponujących. Przede wszystkim zagrożeni są ludzie starsi i noworodki, a także ci z obniżoną odpornością (m.in. pacjenci onkologiczni, cukrzycy i nosiciele HIV). Całkowicie zdrowy człowiek, który nie ma żadnych urazów tkanki, nie ma się czego obawiać.